sobota, 13 czerwca 2015

Sol Laufeydottir: Wstęp

 Witajcie Midgardczycy!

Polecono, bym założyła blog i opisała w nim swoje życie. Bo ponoć ma to być moja terapia. Jakoś ja w coś takiego nie wieżę, ale cóż mus to mus.

Zacznę od tego, że się przedstawię.

Jestem Sol Laufeydottir. Jesteście za tępi by zrozumieć co moje nazwisko jak wy to nazywacie oznacza. Dziecku nadaje się je z połączenia imienia ojca i końcówki -son w wypadku chłopca, a -dottir w wypadku dziewczynki. Jeżeli kobieta poślubia mężczyznę to jej nazwisko nie ulega zmianie.

Moimi rodzicami są Farbautie i Laufey. Mam brata bliźniaka. Jest znany we wszystkich dziewięciu królestwach. A zwie się Loki. 

Odyn nie znalazł jednego niemowlaka tylko dwójkę. Ale wolał przysposobić tylko chłopca. Dziewczynkę oddał jednej ze służek. Ale to opowiem w innej notce. 

Do zobaczenia Midgardczycy!

Opowiadania pełne magii: Nic ci nie grozi

Było piątkowe popołudnie. Siedziała na kanapie w swoim pokoju. Patrzyła nieobecnym wzrokiem na jedną ze ścian. Samotność jej nie służyła ciągle wracała do chwil w których była dręczona lub nic jej się nie udawało. To ją powoli niszczyło. Jej psychika wisiała na włosku. Powoli zaczęła popadać w obłęd.
Pokój był pełen barw. Ściany w kolorze soczystej pomarańczy i czerwieni. Meble miały odcień podobny do lazurytu. Lecz jej dusza nie była tak kolorowa. Była wręcz czarno biała.
Nikt z jej bliskich nie obchodził co się z nią działo. Wyszli wszyscy z domu oprócz niej. Bała się zostać sam na sam ze sobą. Widziała, że któregoś dnia nie wytrzyma, że w końcu się podda. Nie będzie miała już siły na walkę.
Powoli zapadał zmrok. Wkrótce wszystko co było w pokoju zostało spowite mroczną aurą. Nie lubiła tych chwil, zawsze wydawało jej się,  że ktoś znajduję się w jej pokoiku. Przesunęła wzrokiem w inny punkt i wtedy ujrzała eteryczną zjawę. To coś było podobne do kobiety w długiej sukni. Poderwała się z krzykiem, by upaść po chwili na kolana i się rozpłakać. Wariowała, nic na to już nie poradzi. Czekała na śmierć, która uporczywie nie chciała przychodzić. Usłyszała jak ktoś otwiera drzwi. Na jej rodzinę to było za wcześnie.  Może to był jej znajomy, któremu dała klucz na wszelki wypadek. Poczuła jak ją bierze na ręce i wychodzi pierwsze z pokoju a później z domu.
- Nicole teraz nic ci nie grozi. Jestem tu.
Mówił uspokajającym głosem. Wtuliła się w niego mocniej. Weszli do jego domu. Usiadł na kanapie i posadził ją sobie na kolanach. Gładził ją po włosach  i plecach. Kiedy przestała płakać, spojrzała na jego zatroskaną twarz.
- Dziękuję, że mnie z tamtą zabrałeś.
Uśmiechnął się i odgarnął jej włosy z twarzy.
- Co się stało, że krzyczałaś?
- Miałam halucynacje. Mam już dość tego życia.  Chce umrzeć. Ale pierwsze zniszczyć życie tym, którzy uważają się za moją rodzinę.
Ciemnowłosy chłopak patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Nicole. Śmierć nie jest wyjściem.
Zeszła z jego kolan i stanęła przed nim. Miała łzy w oczach. Wiedziała, że to zły wybór ale cóż miała na to poradzić.  Nie widziała innego rozwiązania.
- A co jest wyjściem? Powiedz mi co?- Znów nie wytrzymała i zaczęła płakać, uklękła przed nim. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami. – Zabij mnie. Proszę.
Podniósł się  i przyklęknął naprzeciw niej. Położył ręce na jej ramionach i spojrzał w jej oczy.
- Nicole. Jesteś tego pewna? – patrzył na nią szukając oznaki wahania lecz nic takiego nie ujrzał.
- Tak. Zrób to szybko.
Delikatnie rozpiął jej bluzę. Po czym przechylił jej głowę i dotknął ustami jej szyi. Wgryzł się w odpowiednią żyłę.
- Klaus.
Zaczęła protestować jak dawał jej swoją krew.  Przymknęła powieki.
- Kocham Cię Nicole.
Pocałował ją w czoło i ułożył w swoim łóżku.  Myślał, że śpi lecz jeszcze odpowiedziała mu sennie.
- Ja też Cię kocham Klusie.
Zasnęła z uśmiechem na twarzy. Kiedy wiedział, że zasnęła. Skręcił jej kark.
- Niech nastąpi przemiana.
Usiadł na fotelu. Wiedział, że obudzi się jutro z nowym życiem. Spełnił jej największe marzenie.

środa, 10 czerwca 2015

Moda na Hogwart: Odcniek specjalny 1

Z okazji Świat Bożego Narodzenia. Jest coś innego i nie związanego z moim opowiadaniem. 
Dedykuję ten o to post specialny :
~ Wojtkowi vel Jezusowi ( masz prezent urodzinowy ode minie)
~ Marze (obiecałam Ci za to, że tęsknisz za moją osobą jak mnie nie ma)
~ i Aresowi ( spłacam zobowiązanie względem ciebie) 
~ oraz wszystkim czytelnikom mojego bloga 
P.S. 
Polecam blog Aresika : http://miecz-zemsty.blog.onet.pl/

No to teraz przechodzimy do posta specjalnego.

 Miłego czytania ;)
-------------

- Dawaj to. Ciebie wpuścić do kuchni to zbrodnia. - wyrwała Draconowi patelnie z farszem na uszka.
-  Nie przypalę tego. Obiecuje.
- Malfoy mówiłeś to samo jak barszcz wylądował na suficie. I lepiej idź pomóż Thorowi z choinką.
Widząc wychodzący na usta tlenionego blondyna szeroki uśmiech, aż  uderzyła się z otwartej ręki w czoło.Usłyszała znany sobie śmiech z pokoju obok. Aż się zdziwiła, że Sif dogaduje się idealnie z Harrym. Wyłączyła gaz pod patelniom z farszem. Przełożyła go na talerz by przestygł. Usłyszała uderzenie i dźwięk pękającego szkła. Jedyne co przyszło jej do głowy to. Choinka. Wyleciała z kuchni, potrącając Lokiego. Wpadła do salonu, który wyglądał jak po trzęsieniu ziemi. Choinka leżała na ziemi, pozostałości po bańkach, światełka. A Thor i Draco po środku salonu w dwuznacznej pozycji. Dolna szczęka jej zadrgała.
- Dość. - wrzasnęła.- Sif, Harry.
- Co jest siostrzyczko?
- Stół jest nakryty?
- Oczywiście, że tak.
- To zajmiecie się choinką.  A wy..- spojrzała na dwóch blondynów.- lepiej zejdźcie mi z oczu.
Wyszła z pokoju i od razu wpadła w ramiona Kłamcy.
 - Stałem się niewidzialny?- wyszeptał jej do ucha, przygryzając płatek jej ucha.
- Nie. Tylko muszę zrobić porządek z twoim bratem i jego wybrankiem.
Poddała się pocałunkom.
- Loki.-wyszeptała.- Po Wigilii. Wszystko po Wigilii.- zrobiła głębszy wdech.-  Ryba się pali.
Wyrwała  się z jego objęć i wtargnęła do kuchni. Zdjęła patelnie z palnika i wyszła z nią na taras. Postawiła ja na ławie. Wróciła do kuchni i rozejrzała się.
- Brud, smród.
Ślad po barszczu nadal był na suficie i ścianie, czuć było lekko przypaloną rybę. Potarła skronie.
- A mówiłam, że nie będę czarować w święta.
Wypowiedziała odpowiednią inkantację  i po chwili wszystko zalśniło czystością. Wyjęła z szafki barszczyk instant. I zaczęła za ponowne gotowanie.
- Katharsis. Pomoc Ci?
Spojrzała na Lokiego swoimi zielonymi oczami.
- Tak wyjmij z lodówki tą paczkę z napisem Karp do odsmażenia. .
Popatrzył na nią z ukosa.
- Dałaś za wygraną.
- A widziałeś co się działo. Istny armagedon.
Zaśmiał się.
- Nie ty jedna oszukujesz. Twój brat dekoruje choinkę czarami.
- Niech robi jak chce byle by była w całości.
Spojrzała na barszcz i po chwili jej wzrok utkwił na farszu do uszek. Westchnęła i machnęła różdżką. Uszka zaczęły się same tworzyć i po chwili już się gotowały. Wzięła karpia i wyłożyła go na patelnię. Oparła się o lodówkę.
- Jak w następnym roku będziemy urządzać Wigilię to przypomnij mi, żeby nie dawać nic do rąk Draconowi i Thorowi.
- Ale dzięki nim jest wesoło. Wyglądasz uroczo kiedy się złościsz.
Podszedł do niej i objął ją w pasie, po czym zaczął całować po szyi.
- Loki...
-Hm....
- Loki zaraz ryba się spali.
Puścił ją niechętnie, a ona podeszła i obróciła rybę na drugą stronę.
- Powiedz im, by już siedli. A i blondynom dodaj by jak najdalej ode mnie.
Uśmiechnęła się. Przełożyła uszka do wazy i zalała barszczem. Rybę z ziemniakami ustawiła na drugim półmisku i resztę potraw wyłożyła na talerze. Uniosła je w powietrzu i wyszła z kuchni. Weszła do jadalni i się rozpromieniła. Przynajmniej nic tu nie było zniszczone. Opuściła wszystko na stół i stanęła na swoim miejscu. I zaczęli jeść.  Kto się spodziewał, że trzech bogów wybierze za swoich partnerów życiowy trzech ludzi...wróć trzech czarodziei.
 ~&~

Po kolacji. Wszyscy przeszli do salonu. Tu choinka wyglądała tak wspaniale, że  aż  Katharsis zamurowało.
- Chyba wiem, kto będzie się tym zajmował co roku. A teraz do prezentów.
Na pierwszy ogień poszedł Dracona, który wziął swoje cztery paczki. Od Sif  sztylet ze złota, od Lokiego książkę " Jak zaspokoić niewyżytego kochanka w łóżku.", od Thora pierścionek zaręczynowy, a od Katharsis i Harry'ego welon w srebrne smoki. To była czysty przypadek z pierścionkiem i welonem. Ale minę Draco będzie się pamiętało do końca życia.
Następny był Harry, który od Sif otrzymał srebrny miecz z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem, od Thora plastikową wersje Mjöllnira, od Lokiego i Katharsis szatę w kolorze srebra i zieleni.
Kolej przyszła na Thora, który z miną uradowanego przerośniętego dziecka rozrywał papier. Od Katharsis, Draco, Sif i Harry'ego obraz wszystkich dziewięciu królestw z zaznaczonymi walkami Thora.  A od Lokiego kostium pokojówki.
Sif otrzymała srebrne lusterko dwukierunkowe, które było połączone z Harry'ego, naszyjnik z gwiazdą, kolczyki do kompletu i pelerynę niewidkę.
Loki dostał w prezencie gustowny fartuszek ( później Katharsis uciekała przed nim dookoła choinki), lusterko dwukierunkowe połączone z lusterkiem Katharsis, pudełko z  rzeczami ze sklepu rudych bliźniaków, srebrną laskę ( taką typu Lucjusza M.).
Katharsis patrzyła z lekkim przestrachem na swoje paczki. Otworzyła pierwszą od Thora i Dracona zawierała książkę " Jak przechytrzyć kłamcę.", od Harry'ego całą serię o Wiedźminie, od Lokiego wyzywającą bieliznę, od Sif miecz.
No i po tych przyjemnościach, zaczęła  się popijawa godna bogów.
A co było dalej dowiecie się za rok :)


Harry, Katharsis, Thor, Sif, Loki i Dracon życzą wam by grzyby nie były trujące. Spokoju, radości, popijawy godnej bogów nordyckich. Sylwestra hucznego i wystrzałowego. Oraz miłości, pieniędzy i żebyście byli zmorami ZUS-u

Moda na Hogwart:Odcinek 10

Dobra, dawno nie było tutaj ani mnie ani Katharsis…Dlatego ogłaszam chwilowe dość opierdalania się na tym blogu. Pora wreszcie coś napisać J. Nie wiem jak moja wspólniczka, ale ja będę tu zaglądał raczej rzadko ze względu na obowiązki związane z moimi zwierzętami i nauką. Teraz mogę powiedzieć, że mam wolne od tego, bo jestem chory na cholerne grypsko i muszę leżeć w łóżku jak mały dzieciak… Rozgadałem się nie na temat, ale co tam… Wiecie przecież, że mam wiecznie zryty beret. A teraz podzielę się z Wami zajebistym filmikiem:




Tak, postaci z „Władcy pierścieni” są równie jebnięte jak ja.

A teraz zapraszam na opowiadanie:

~*~

-Gdyby tylko Nótt była tak łaskawa…- zaczął Loki, siedząc wraz z Katharsis i Monzaemonem w salonie Ślizgonów. Ich zwierzaki spały smacznie w swoich kojcach zmęczone wspólną zabawą.
- I przykryłaby niebo swym czarnym płaszczem…- kontynuowała dziewczyna.
-Haftowanym na przemian żałobą nocy i srebrnym pyłem gwiazd- dokończył blondyn. Przyjaciele czekali na moment, kiedy świat spowije ciemność. Monzaemon jak zwykle miał ochotę wymknąć się niezauważony do zakazanego lasu. Tym razem chciał, aby jego przyjaciółka i nowy kumpel dotrzymali mu towarzystwa. Nordycka bogini nocy Nótt wysłuchała ich modlitw i zesłała mrok szybciej, niż zamierzała. Odyn nie powinien być na nią zły, skoro zrobiła to dla jednego z jego synów.

~*~

Trójka Ślizgonów zgodnie z planem udała się do lasu. Loki był tu po raz pierwszy i rozglądał się dookoła. Imponował mu lodowaty oddech czających się w krzakach bestyjek. Uśmiechnął się wrednie i zerknął na ukrywające się driady spojrzeniem tak ostrym, że uciekły z piskiem.  Katharsis zerknęła na niego początkowo zdezorientowana, ale po chwili parsknęła śmiechem.
-Jeśli będziesz tak robił, wszystkie dziewczyny od ciebie uciekną- powiedziała do czarnowłosego.
-Ty nie- odparł, chwytając jej dłoń- a inne mnie nie interesują.
-To właśnie chciałam usłyszeć- rzekła uroczo i musnęła jego usta swoimi. Po chwili ten niewinny buziak zaczął się przeobrażać w namiętny pocałunek. Monzaemon odwrócił się, nie mając zamiaru tego oglądać. Nienawidził, kiedy ktoś się przy nim całował… A jeszcze bardziej zdenerwował go fakt, że Katharsis o tym wiedziała. Swą beznamiętną i wypłukaną z emocji twarz skierował ku niebiosom. Gwiazdy przenikały przez gęste gałęzie drzew tworzące efekt pajęczyny.
-Idziemy na cmentarzysko smoków?- spytał, nie odrywając oczu od czarnego sklepienia. Katharsis i Loki przestali się ściskać i całować. Trzymając się jedynie za ręce jak niewinna początkująca para, podeszli do blondyna.
-Jasne- odparł z uśmiechem czarnowłosy.- Uwielbiam zwierzęta… Zwłaszcza te martwe.
-I pewnie w Asgardzie masz całą kolekcję Skellanimals?- Monzaemon po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się, rzucając podejrzliwe spojrzenie.
-No ej!- Loki zareagował głośnym śmiechem.- Skąd wiedziałeś? Masz w mózgu jakieś pierdolone Google?
-Tylko nie pierdolone!- krzyknęła Katharsis, również wybuchając śmiechem. Cała trójka udała się na cmentarzysko, zgodnie z kolejnym dziwnym pomysłem jasnowłosego czarodzieja.

~*~

-Wreszcie zniszczyliśmy ten pierdolony pierścień!- wrzeszczał uradowany czarnowłosy hobbit, skacząc radośnie niczym gumiś.
-Wyrażaj się, Frodo- zganił go Gandalf, który najwyraźniej nie znosił przekleństw. Cała drużyna rozmawiała o zrealizowanym celu. Wszyscy cieszyli się i śmiali… Tylko siedzący na kamieniu Aragorn miał nieco posępną minę. Widząc to, Legolas przysiadł się do niego. Spojrzał pytająco w jego zamglone oczy. Aragorn na moment wykrzywił swoje usta w wymuszonym uśmiechu, po czym znów posmutniał.
-Chciałem oświadczyć się Arwanie - powiedział po chwili wojownik.
-A ty ciągle tylko o tej swojej dziewczynie- burknął zirytowany elf. Miał ochotę się rozpłakać, ale wewnętrzny głos nakazywał mu być twardym. Aragorn zerknął na niego z lekkim zaskoczeniem. Miał wrażenie, że Legolas coś do niego czuje i uważa się za jego chłopaka. W końcu owe zdziwienie zmieniło się w głupi uśmiech.
-Przestań Lego, mój drogi kolego- zaśmiał się. Elf jednak wciąż spoglądał na niego z zawodem i swego rodzaju nienawiścią.
-Masz jeszcze czelność się śmiać?!
-Wychujałem cię- uśmiechnął się wrednie.- Dosłownie.
-Ty… Ty kurwiaku!- wrzasnął elf, nie mogąc się już opanować.- Ty szmaciarzu, dziwkarzu, suko, puszczalska gnido!
-Ho ho, cóż za poezja- zignorował wyzwiska Aragorn. Legolas miał ochotę wygarnąć mu w pysk, ale w porę się opamiętał. Odwrócił się i już chciał odejść, kiedy mężczyzna mocno złapał jego rękę.
-Czego znowu?!- warknął.
-Słuchaj… To, że sypiamy ze sobą nie czyni z nas pary.
-Teraz już wiem! Szukałeś sobie zastępstwa, kiedy nie mogłeś robić tego ze swoją Arwanką!- syknął wściekle Legolas. Wyszczerzył swoje piękne zęby, które w tamtej chwili wyglądały tak groźnie jak kły wampira czy wilkołaka. Jego drobne i delikatnie dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści… Mimo swojej olśniewającej urody i drobnej postury wyglądał strasznie. Aragorn jednak nie dał za wygraną i nie zamierzał go uwolnić z silnego uścisku.
-Dokładnie, szukałem elfiej dupy, a ty akurat byłeś chętny- odparł, jak gdyby nigdy nic.
-Bo myślałem, że jesteś wobec mnie szczery… A teraz, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to puść mnie, do cholery!
-Nie.
-Co, znowu potrzebujesz elfiej dupy? Szukaj sobie w leśnym burdelu!
-Nie. Chciałem cię przeprosić- powiedział Aragorn, kładąc rękę na sercu. Był tym razem poważny i sprawiał wrażenie, jakby miał się zaraz rozpłakać. Najwyraźniej przeprosiny były szczere i mężczyźnie zależało na dalszej przyjaźni z Legolasem, ale elf tylko pokręcił głową.
-Za późno- powiedział i odchodząc, musnął twarz Aragorna końcówkami swych długich jasnych włosów. Żaden z nich nie zauważył majaczącej się w cieniach drzew postaci. Po chwili z mroku wyłonił się niski, ale tęgi mężczyzna z długą rudą brodą. Na jego twarzy wypisane były wszystkie negatywne emocje. Po raz pierwszy miał ochotę cisnąć toporem w kogoś z drużyny.

~*~

Po dwóch godzinach trójka przyjaciół dotarła na miejsce. Loki użyczył swojej dziewczynie peleryny, ponieważ ciągle narzekała, że jej zimno. Nordycki bóg ognia nie przejmował się przenikającym ciało chłodem… Coś takiego było niczym w porównaniu do wiecznej zimy w Jotunheimie, a nawet i to nie było w stanie wywołać u niego szaleńczej reakcji na mróz. Monzaemon kroczył z nim łeb w łeb, dostając gęsiej skórki. Mimo to, nie zamierzał na siebie włożyć ciepłych ubrań. Wolał udawać, że jest mu ciepło, choć sam właściwie nie wiedział, dlaczego zgrywał takiego twardziela. Loki patrzył na niego nieco pogardliwie, mimo że ostatnio bardzo się polubili. Spojrzenie asgardzkiego księcia było tak lodowate, że nie dorównywała mu nawet panująca temperatura.
-Monzi - przerwała nieznośną ciszę Katharsis.
-Co?- blondyn spojrzał w jej stronę pytająco.
- Kto to jest?- spytała zdziwiona. Monzaemon podążył za jej wzrokiem i dostrzegł niewyraźną postać spowitą mgłą. Nie zastanawiając się długo, ruszył przed siebie wojskowymi krokami.
-Nie idź tam!- krzyknął Loki zaskoczony lekkomyślnością zwykle poważnego i ostrożnego kolegi.
-Słyszysz?!- warknęła Katharsis.- Wracaj tu, baranie!
Monzaemon uśmiechnął się tylko głupkowato, gdyż słowo „baran” go śmieszyło… Z resztą tak samo jak „małpa” czy „osioł”. Z każdym krokiem coraz bardziej zatapiał się we mgle, aż w końcu zniknął towarzyszom z oczu. Był już blisko celu i nic nie było w stanie go zatrzymać… Ale to, co ujrzał po chwili, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
-Jasna cholera- szepnął sam do siebie, szerzej otwierając oczy ze zdumienia. Pierwszy raz ujrzał coś, co było w stanie go przerazić.

- - -
Dziękuję bardzo za (nie)uwagę i przepraszam za gejowski wątek… Niestety muszę Was zmartwić, bo razem z Katharsis planujemy jeszcze większą gejozę.  Do napisania!

PS: Są wśród was fani/fanki yaoi lub yuri? Xd

Dobra, koniec pierdolenia (zaraz posypią się hejty, że jestem zbyt wulgarny).

Mam dla Was takie małe pierdolstewko i lepiej, żeby się podobało, o!.

Moda na Hogwart: Odcinek 9

 To ja wasza autorka- Katharsis. Teraz ta notka należy do mnie. Muhahahahaha <kaszle>. 
Nie przedłużając. 



--------------


Wyszła z Lokim trzymając się za ręce z Wielkiej Sali. Woleli wyjść, niż oglądać dalszy popis Thora. Po tym jak weszli na pierwsze piętro Katharsis westchnęła.
- Czy twój brat zachowuje się tak na co dzień? Czy tylko od święta?- Powiedziała z rozbawieniem.
- On i bracia zachowują się tak zawsze. Przez to wolę już jeść w odosobnieniu.
Poprowadziła go dalej. W końcu stanęli przed wejściem, do toalety dziewczyn na drugim piętrze. Puściła dłoń Lokiego i otworzyła drzwi. 
- Chodź. Ona jest nieczynna od jakiś pięćdziesięciu lat. - Weszła do środka i obróciła się. Widziała, że chłopka się waha. - Przecież Cie nie zgwałcę i nie porzucę na pastwę losu. 
Zaśmiała się, on tylko się lekko uśmiechnął i wszedł. Podeszła do stojących na środku umywalek. Stanęła przed jedną z nich i odezwała się w mowie węży. 
- Otwórz się.
Po tych słowach, umywalki rozpłynęły się, ukazując spiralne schody znajdującej się w rurze. Prowadziły w dół.
- Pierwotnie to wejście było tylko zwykłą rurą. Lecz ja zbyt często tu spędzałam czas i niewygodne było wydostanie się na powierzchnie.
- Właściwie, gdzie my się znajdujemy?- odezwał się Loki.
Spojrzała na niego przez ramię, nadal schodząc po schodach.
- Och. Idziemy do Komnaty Tajemnic.
Opis korytarza, wejść oraz samej Komnaty Tajemnic został zmieniony celowo. Innymi słowy moja wyobraźnia jest za to odpowiedzialna.  Eheheh
Korytarz, był oświetlony pochodniami, które dawały zielone światło. Podłoga jak i ściany były wyłożone czarnym marmurem (A Voldi się zastanawia, gdzie podziała się kasa ze skarbca na czarną godzinę) Idąc dalej w ciszy. Stanęli przed ogromnymi wrotami, zdobionymi w węże, które jednocześnie były zasuwami. Katharsis wypowiedziała, te same słowa co w łazience. Po kolei każdy z węży się odsuwał i na środku utworzyły węzeł celtycki. Patrzyła na Lokiego z szerokim uśmiechem. Lubiła ten jego wzrok pełen zaciekawienia i niepewności co zastanie za rogiem. Spojrzał na nią.
- Opowiesz mi coś o tej Komnacie Tajemnic?

~~ Kuchnia~~

Parę pięter wyżej Thor plądrował kuchnię. Skrzaty miały ręce pełne roboty, by zadowolić Asgardzkiego księcia. Harry z Hermioną zastanawiali się ile on jeszcze zdoła tego wszystkiego pochłonąć. Oni mu towarzyszyli tylko, bo reszta stwierdziła, że jest niewychowanym i nienażartym knurem. (Thor+Knur=Knor) Ron poleciał do dormitorium się wypłakać, bo Gromowładny zepchnął go na drugie miejsce w kategorii obżarstwa. Nagle przez tajne przejście, przeszedł Gacoperz (tj.Snape).
- Gdzie jest Loki i Riddle?- jego głos zamrażał owady w locie.
- Poszli gdzieś, jakieś dwie godziny temu.- odpowiedź udzieliła mu dziarsko Hermiona. 
 Snape po tych słowach zaczął gotować się w środku, mało brakowało, a by mu para z uszu wylatywała. Jak ta diablica mogła zawładnąć tak Asgardczykiem. Przecież, dzięki niemu mógłby dowiedzieć się więcej o miksturach, które na Ziemi są nieznane. Jak wpadł tak i wypadł z kuchni. Gromowładny podniósł się wreszcie od stołu i oświadczył, że chce udać się na spoczynek. Hermiona i Harry odetchnęli z ulgą. Przeszli przez przejście wspólnie lecz Chłopiec z symbolem Opla na czole czmychną do komnat Katharsis. Pozostawiając tym samym Hermione na pastwę pijanego i obżartego Thora.                                                     
  ~~Wieża gryfonów~~

Ron stał nad umywalką i patrzył na swoje odbicie w lustrze. Jutro dostanie wyjca od rodziców,że zhańbił dobre imię swojej rodziny. Chwycił w dłoń ostrożnie żyletkę i zrobił nacięcie na swoim przedramieniu. Krew powoli zaczęła kapać z ranki. Patrzył jak na umywalce pojawiają się szkarłatne kropelki. Zrobił drugie nacięcie lecz tym razem głębsze. Przed zrobieniem trzeciej rany na przedramieniu przeszkodzili mu koledzy wchodzący do dormitorium. Wyjął z szafki pod umywalką opatrunek.
- Ron, jesteś tu taj?- rozpoznał głos Seameusa.
- Tak. Już wychodzę. - Odpowiedział zakładając bandaż i wyszedł- Co się stało?
W pokoju byli wszyscy prócz Nevila i Harry'ego. Tego pierwszego nie było ponieważ babcia zabrała go na szkolenie na Jasną Górę. A wiadomo, że to jest ośrodek podobny do klasztoru Shaolin. Co do drugiego nie miał pojęcia, bo zmienił domy.
- Ten nowy się tu wprowadzi, bo u siedmiorocznych nie ma miejsca.
Dla rudzielca to był cios poniżej pasa. Usiadł na łóżku i patrzył tempo w ścianę.
 
                                                    ~~Komnata Tajemnic~~

Katharsis i Loki siedzieli wtuleni w siebie na sofie w ukrytym pokoju, który kiedyś należał do Salazara. Było to duże pomieszczenie z małą biblioteczką, stolikiem, fotelem i sofą. Było jeszcze troje drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, drugie do sypialni,a trzecie do kuchni.
- Mówiłaś, że z tond jest drugie wyjście.
Przyjemną ciszę przerwał książę. Delikatnie gładził jej ramie.
- Owszem jest drugie i nawet trzecie. Ale parę tajemnic muszę zostawić jeszcze w sekrecie.- uśmiechnęła się do niego psotnie i pocałowała w nos. - Ciekawe co się dzieje na górze?
Loki obrócił ją do siebie przodem , że siadła mu na kolanach z nadal psotnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Rękami objęła go za szyję
- Też jestem ciekaw. Nie ma nas ponad dwie godziny.- Ręce położył na jej plecach.
- Przy tobie czas, płynie inaczej.- wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.
Taki przyjemny moment, przerwało im pojawienie się Moonscrema. Katharsis zeszła z kolan Lokiego i pochyliła się w stronę zwierzaka.
- Co? Monzi się stęsknił, że cię tu przyszyła. -Bunnychimer, rozumiejąc co się do niego mówi, pokiwał głową i wskoczył jej na ramię. - Loki, zbieraj się wracamy na górę.
- Wysyła jakiegoś skamieniałego królika po ciebie i ty od razu lecisz.
- Loki. Monzi w ostateczności mnie tak wzywa. Zawsze dostaje jak coś to patronusa.
Nie obracając się w jego stronę, ruszyła do jednego z tajemniczych przejść. Weszła po paru schodkach i pociągnęła za pochodnie. Ściana się przesunęła ukazując przejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Wyszła od razu na miękki dywan. Kiedy obok niej stanął chłopak, przejście się zamknęło. Rozejrzała się po pokoju i kiedy rozpoznała znajomą platynową czuprynę, ruszyła w jej kierunku.
- Co jest Monzi?
Piękne niebieskie oczy chłopaka spojrzały na nią.
- Nasz dobry przyjaciel się odezwał.
Zmarszczyła brwi.
- Wiesz ilu my mamy przyjaciół, którzy się dawno nie odzywali.
- Lego, ma zamiar zacząć się tu uczyć.- spojrzał na Lokiego stojącego za nią. - Sama przeczytaj co napisał.- podał jej list, który pachniał kwiatkami.
Zaczęła czytać, a kiedy dotarła do końca, jej oczy błyszczały złowieszczą czerwienią.
- Jak ten zasraniec mógł mu to zrobić. Jak go dorwę, powieszę go za jaja na najwyższej wierzy w tym zamku.

--------------------------------

No skończyłam. Myślę, że się spodoba. Ciekawe, czy ktoś będzie miał jakieś podejrzenia odnośnie nowej postaci. :) 
Do napisania nie wiem kiedy. 
Zaczęłam szkołę zaoczną i mam dość dużo materiału do przyswojenia, a na dodatek komputer poszedł na wcześniejszą emeryturę i mam utrudniony kontakt w pisaniu. 
Pozdrawiam Katharsis.

Moda na Hogwart: Odcinek 8

Kilka słów od nowego autora (ale spokojnie, Katharsis NIE odchodzi xd) Nie wykopiesz mnie z tej posady.
Ave! Jestem Authorem z bloga miecz-zemsty.blog.onet.pl Polecam :), ale tutaj będę podpisywał się „Monzaemon”. Specjalnie też stworzyłem postać o tym imieniu (choć ma ona ze mną niewiele wspólnego hahaha)… Zatem kim jest Monzaemon? Pozwólcie, że nim wezmę się za notkę, przedstawię wam szkic mojej postaci. Monzaemon Narcyz Malfoy ma 17 lat, jest synem Lucjusza i Narcyzy oraz starszym bratem Dracona. Jego najlepszą przyjaciółką jest Katharsis, którą traktuję jak siostrę. Jest podobny do rodziców, na co wskazują blond włosy, alabastrowa cera i błękitne oczy. Ubiera się głównie na czarno i nosi ciężkie obuwie z jaskrawymi sznurówkami. Dopełnieniem jego stylu są kolczyki (całe uszy i snake bite w wardze) oraz tatuaże (mroczny znak, czyli czaszka, z której wypełza wąż- na lewym przedramieniu, wąż z różą w pysku wijący się wokoło miecza wbitego w czaszkę- na lewym ramieniu). Jako jeden z niewielu czarodziei opanował zdolność władania żywiołami bez użycia różdżki, mimo to bardzo ją ceni ze względu na księżycowy pył w niej zawarty. Towarzyszy mu Moonscream- jego błękitno-czerwony królik o skrzydłach nietoperza i ogonie skorpiona.
- Nie masz prawa usuwać moich zielonych komentarzy !!!
Ten kolor należy do mnie- tj. Katharsis 
-Dobra, dobra... Spokojna pańska rozczochrana.
- Ja jestem spokojna, jak jebany kwiatek na łące. 
*
  
Monzaemon siedział wsparty na łokciu, od niechcenia obserwując całą sytuację. Z jego twarzy trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje… poza tym, że był znudzony. Nowi uczniowie Hogwartu wydali mu się bardzo podejrzani i zastanawiał się, co synowie najwyższego z bogów robią w takim miejscu jak szkoła dla czarodziei. Nie podobało mu się też to, że jeden z nich właśnie nawiązał wspaniały kontakt z jego najlepszą przyjaciółką… W dodatku powiedział na nią „Kisiel”.
-Uważaj na słowa, gościu- mruknął blondyn, nie zmieniając pozycji ani wyrazu twarzy.- Tylko ja mogę ją tak nazywać.
-Bo…?- Loki chciał o coś zapytać, ale Monazaemon złapał go za kołnierz i niemalże sparaliżował swoim lodowatym spojrzeniem.
-Radzę to zapamiętać- odparł chłodno, puszczając szyję czarnowłosego. Młody bóg z trudem złapał oddech. Spojrzał zdziwiony na niego, potem na Katharsis. Nie miał pojęcia, że ktoś może potraktować księcia Asgardu w ten sposób.
-Monzi!- krzyknęła.- Opanuj się do cholery!
-Bronisz słabszych? Jakie to… szlachetne- zakpił. Tym razem na jego twarzy pojawił się niewielki paskudny uśmieszek. Loki zacisnął pięści i już chciał coś powiedzieć, ale Monzaemon znów mu nie pozwolił.- Nie powiedziałem, że jesteś słaby- uśmieszek nie znikał mu z twarzy- ale lubię się droczyć z ludźmi… No a ty jesteś nowy.
-W porządku- odparł Loki, choć nie brzmiało to przekonująco- a kim ty jesteś? Bo JA… JA jestem KSIĘCIEM! KSIĘCIEM ASGARDU! A ty? Ty możesz się opalać w blasku mojej chwały!
-Chłopaki, przestańcie!- krzyknęła Katharsis.
-A wiesz kim ja jestem? Synem Malfoyów- blondyn zignorował uwagę przyjaciółki.
-Phh! Pierwsze słyszę!- prychnął Loki, krzyżując ręce na piersiach.- Za to o Asgardzie słyszał każdy.
-Malfoyowie to najbogatsi ludzie w Londynie… Ba, w Anglii! Ale co taki książę Asgardu może wiedzieć o naszym… jak wy to mówicie… Midgardzie?
-Wkurzasz mnie- burknął Loki i obdarzył Monzaemona spojrzeniem tak nieprzyjemnym, że aż sama Katharsis się przeraziła. Blondyn wstał i podszedł do boga. Przez chwilę ich spojrzenia miażdżyły wszystkich w pobliżu, wytwarzając paskudną aurę. Przez chwilę wydało się, że Malfoy chce przylać księciu, ale on tylko uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
-No, będzie z ciebie Ślizgon- powiedział, patrząc na niego dużo łagodniej- a nie jakaś pizda- po tych słowach wyszedł z Wielkiej Sali i zniknął gdzieś w ciemnościach korytarzy.
-Co takiego? Jak on śmiał mnie tak nazwać! Sam jest pizda! Jak ja mu zaraz przypierdolę, to nie będzie co po nim zbierać!- zdenerwował się Loki (widać, że nowy). Katharsis położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się lekko. Loki spojrzał w jej oczy. Wydawał się taki zakłopotany .
-Nie miał na myśli niczego złego. Do mnie i swojego brata też tak mówił… Wbrew pozorom to słowa akceptacji- próbowała mu wyjaśnić.- No i… poklepał cię po ramieniu. To znaczy, że od tej chwili ma do ciebie szacunek.
-Serio? Bogowie… Co za dziwaczny typ.
-Serio- uśmiechnęła się ujęła jego dłoń.- Jest nieco zazdrosny, bo…
-Jesteście parą!- wyrwał się jej i spojrzał nią nieufnie.- Powiedz mi, jak możesz być z kimś takim, jak on? Ej, z czego się śmiejesz?!
-Loki… Monzi jest dla mnie jak brat i to nigdy się nie zmieni- zachichotała i znów złapała go za rękę. Po chwili zgodnie spletli palce swych dłoni.

*

Tymczasem Thor siedział przy stole wraz z Gryfonami i obżerał się w najlepsze. Jadł tak zachłannie, że prawie zabrakło niekończącego się mięsa. Ron otworzył usta ze zdziwienia i wtedy wyleciały mu resztki jedzenia. Obrzydzone tym widokiem Hermiona i jej przyjaciółka Ginny zasłoniły sobie oczy. Harry natomiast śmiał się w najlepsze.
-Spójrz, Ron! On je więcej żeberek od ciebie. Nowy mistrz- powiedział, nie kryjąc emocji. Ron zerknął na niego, wycierając rękawem resztki wyplutego jedzenia. Thor niespodziewanie oderwał się od jedzenia i potężnie beknął. Harry zachwycony jego głupotą i prostactwem zaczął mu bić brawo. Ron pewnie zrobiłby to samo, gdyby nie to, co zobaczył i usłyszał chwilę później. Thor objął siedzącego po obu jego stronach dziewczyny i zaczął sypać tandetnymi tekstami na podryw.
-Hej, maleńka- zwrócił się do Hermiony.- Twoje oczy są jak spodeczki galaretki jagodowej.
-Co?
-Żułbym twoje usta jak surowy boczek- mięśniak poruszył brwiami, czym nawet rozbawił Hermionę, ale nie okazała tego. -Ślicznotko- zwrócił się do Ginny- na twój widok rozpinają mi się spodnie.
-EJ!- krzyknął rozzłoszczony Ron.- Trzymaj się z daleka od mojej siostry! A Hermiona… Hermiona…
-Hermiona ma już chłopaka- pomógł mu dokończyć Harry.
-Cóż- Thor uśmiechnął się głupkowato.- Wygląda na taką, co mogłaby mieć dwóch.
-Daruj te swoje teksty. Są beznadziejne- odezwała się Lavender, siedząca przy Ronie. Thor natychmiast chwycił jej dłonie i spojrzał w jej oczy, nie przestając się głupio uśmiechać.
-To nic, że jestem od ciebie ładniejszy- mówił- urodę dzieci i tak odziedziczą po mnie.
-CO ZA BEZCZELNY PAJAC!- krzyknęła i przesiadła się na drugi koniec długiego stołu.
-Wyobraź sobie, że lubisz w dupę. Kim jesteś?- spytał Thor, zerkając na okularnika. Harry zerknął na niego z lekkim zdziwieniem.
-Gejem?
-Nie- odparł roześmiany Thor i upił nieco miodu ze złotego kielicha.- Owsikiem!- roześmiał się i rzucił naczyniem.- Jeszcze jeden, panie... Eee... Panie!
-Co ty właściwie robisz w Gryffindorze?- spytał podirytowany Harry.
-Co masz na myśli, owsiku?- spytał Thor, zapychając się naleśnikami. Na słowo „owsik” Harry zrobił się czerwony, a jego łeb przypominał purchawę. Jednakże Hermiona powstrzymała jego wybuch gniewu, zadając Thorowi pytanie.
-Dlaczego nie jesteś w Slytherinie ?
-Zielony to nie mój kolor- odparł jak jakaś pieprznięta laka Barbie. Na tę nietypową odpowiedź Harry zdjął okulary i pierdolnął facepalma.

*

Monzaemon przechadzał się po pustym korytarzu. Towarzyszył mu jedynie jego ulubieniec siedzący mu na ramieniu. Nie słyszał niczego poza oddechem zwierzaka i tupaniem jego glanów. W końcu zatrzymał się i usiadł pod ogromnym oknem z witrażem. Arcydzieło przedstawiało założycieli Hogwartu- Godricka Gryffindora, Salazara Slytherine, Helgę Huffelpuff i Rowenę Raveclaff. Przez chwilę jeszcze siedział w milczeniu, ale gdy usłyszał lekki szmer, natychmiast uniósł głowę.
-To ty?- spytał szeptem. Z ciemności wyłoniła się dziewczyna o jasnej cerze. Jej długie blond włosy przypominały splecioną poświatę księżyca, a wyraziste oczy błyszczały jak gwiazdy na nocnym niebie… Płakała.
-Emon- zwróciła się do chłopaka, podchodząc do niego niepewnym krokiem. Monzaemon wstał i wziął ją w swe objęcia. Pogładził dłonią jej długie faliste włosy. – Emon… Ja… Ja…
- Skarbie, co się dzieje?- zapytał głosem jak zza grobu.- Ktoś powiedział ci coś przykrego?
-T… Twój brat…
-Coś ci zrobił?!- warknął. Przytulił dziewczynę mocno, opierając swój spiczasty podbródek na jej ramieniu. Nieco rozluźnił objęcia, by móc spojrzeć jej w oczy. Mimo, że nie miała w tej chwili okularów, jej gałki wyglądały, jakby były za szkłem.
*
Wcześniej:
Blond włosa dziewczyna nosząca pod czarną szatą jaskraworóżowy sweterek spacerowała korytarzem, poszukując swojego dość nietypowego nawet jak na magiczne standardy roślino-zwierzęcia. Po długim poszukiwaniu w końcu znalazła zielonego, porośniętego kwiatami kota z cebulką krokusa na ogonie. Podeszła do swojego pupilka, obdarzając go pięknym uśmiechem i wzięła do na ręce. Jej pełna pozytywu mina zniknęła, gdy tylko się odwróciła… Przed nią stał wysoki, szczupły blondyn o szaroniebieskich oczach i jasnej cerze. Uśmiechał się wrednie i zastąpił dziewczynie drogę.
-Zejdź mi z oczu, Malfoy!
-Ho ho, jak ostro- powiedział sarkastycznie i zarechotał parszywie.- Do mojego brata też tak mówisz?
-On jest zupełnie inny… Pewnie zazdrościsz mu, że ma dziewczynę, a ty nadal jesteś sam jak palec.
-Jaaaasne. Na pewno zazdroszczę mu Pomyluny!- wybuchnął śmiechem. Zza rogu wyłoniło się jego dwóch przydupasów i zarechotali równie żałośnie.
-Bawi was to?!- wrzasnęła.
-Tak- odparł Draco, dumnie unosząc głowę.- Ale to nas bawi jeszcze bardziej… Crucio!- krzyknął, celując różdżką w bezbronne zwierzę Luny. Koledzy roześmiali się jeszcze głośniej.
-Flora!- krzyknęła zrozpaczona blondynka, padając na kolana przed swoim torturowanym zaklęciem zwierzakiem.- Przestań, słyszysz?!
-A proszę cię kurwa bardzo!- wrzasnął okrutnik, chowając różdżkę do kieszeni szaty.- Ale z tobą jeszcze nie skończyłem… Julio.
-Mam na imię Luna!
-Pomyluna- przydupasy parsknęły śmiechem. Draco podszedł do blondynki, a paskudny uśmiech nie znikał mu z twarzy.
-Żyjesz w tym jebanym świecie własnego wariactwa, dziewczyno. W rzeczywistości każda kończy jak ta Julia od Romea.
*
Powrót:
-Kocham Dracona, bo jest moim bratem, ale tym razem przeszedł samego siebie… Nie mam na niego słów- wycedził Monzaemon przez zaciśnięte zęby.- Zabiję go.
-Emon, stój!- krzyknęła Luna, próbując zatrzymać zmierzającego ku kryjówce Ślizgonów chłopaka.
-Nie ma mowy! Obraził cię, skrzywdził twojego kota i…
-Zmyśliłam tę historię!- krzyknęła. Blondyn stanął jak wryty. Obawiał się najgorszego… Ale czy jego brat byłby wstanie zgwałcić jego dziewczynę? Nie… Przynajmniej do tej pory nie skrzywdził w ten sposób jeszcze żadnej dziewczyny. To go trochę uspokoiło.
-Powiedz prawdę.
-Powiedział mi, że…
-Tak?- serce Ślizgona zabiło szybciej. Nie wiedział, czego może się spodziewać… A może Draco nic jej nie zrobił? Może Luna szuka sposobu, by z nim zerwać? Odpowiedź dziewczyny przerosła jego najśmielsze oczekiwania.

-Święty Mikołaj nie istnieje!

Fuck yea.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Opowiadania pełne magii: Stowarzyszenie Biała Lilia

Pogoda w Londynie jak zwykle nie dopisywała. Niebo było zasnute ołowianymi chmurami. Przez które nie było widać gwiazd. Deszcz lał się z nich strumieniami. Ale czego było się spodziewać po listopadzie taka pogoda była normalna. Młoda czarnowłosa dziewczyna szła jedną z mało uczęszczanych bocznych uliczek miasta. Rozglądała się uważnie swoimi dużymi niebieskimi oczami, które w zależności od pogody zmieniały swój odcień. Teraz przybrały barwę pochmurnego nieba, które rozpościerało się nad nią. Jeszcze tylko jedna przecznica i dotrze do swojego mieszkania. W jednym z zaułków usłyszała szamotanie się. Podeszła cicho do tego miejsca. To co tam zauważyła w ogromnym stopniu zmieniło jej dotychczasowe życie. Jej krzyk rozbrzmiał w spowitej ciszą okolicy, by po chwili ucichnąć na zawsze.
Świt był spowity mgłą, na szczęście nie padało. Czarnowłosy wysoki mężczyzna wysiadł z taksówki i zmierzał do miejsca w którym  były pełno gapiów i policjantów. Przybył tu tylko dla tego, że wezwał go, jego przyjaciel porucznik Carter. Przedarł się przez zbiegowisko i podszedł do wysokiego blondwłosego młodzieńca, ubranego w mundur policyjny.
- Co tym razem Andy?- spojrzał na kolegę swoimi intensywnymi zielonymi oczami.
- Witaj Ben. Podwójne morderstwo. Kobietę znaleziono pierwszą, później zauważyli w zaułku mężczyznę.
Czarnowłosy podszedł do pierwszego czarnego worka. Otworzył go ostrożnie. Było w nim ciało młodej dziewczyny góra dwudziestoletniej, czarne włosy były sklejone zaschniętą krwią, oczy były otwarte w niebieskich tęczówkach można było zauważyć zaskoczenie i strach.  Wstał i podszedł do drugiego worka. W nim znajdował się góra trzydziestoletni mężczyzna, oczy miał zamknięte. Na jego ciele było więcej ran.
- Ktoś coś słyszał w nocy?
- Jedna osoba słyszała krótki krzyk. Ale wiesz ta okolica o drugiej w nocy jest dość niebezpieczna. Co sądzisz o tym morderstwie Ben?
- Mężczyzna był przygotowany na śmierć. Możliwe, że była to zemsta. Zaś dziewczyna była przypadkowym świadkiem, którego trzeba było usunąć.
- Skąd to wiesz?
Andy podszedł do niego i spojrzał na zwłoki. Zastanawiał się skąd przyjaciel może wiedzieć takie rzeczy.
- Spójrz na jego ciele jest więcej ran, które wydają się przemyślane. By wyrządziły więcej bólu, a śmierć za szybko nie przyszła. Zaś ona ma tylko podcięte gardło. Co świadczy o strachu mordercy, by nie narobiła większego hałasu.
- Brzmi sensownie. – Porucznik odwrócił wzrok w stronę gapiów. – Zabierzcie ich stąd. – Zwrócił się do niższych stopniem kolegów.
- Gdzie znaleźliście tego faceta?
- W tamtym zaułku.
Ben poszedł w tamtą stronę. Zaczął szukać śladów, które mógł zostawić morderca. Nawet o tej porze w tym miejscu było ciemno. Wyciągnął latarkę i przyświecił sobie. Pod ścianą coś błysnęło… Podszedł do tego miejsca i znalazł broszkę, przedstawiającą białą lilię. Kiedyś widział już podobną zapinkę. Bez pożegnania ruszył w drogę powrotną.
Wszedł do mieszkania i od razu udał się w stronę komputera.  Usiadł na krześle i odpalił sprzęt. Po chwili pojawiło się okienko wyszukiwarki. Wpisał hasło „biała lilia”. Wyświetliły się niezliczone ilości stron o roślinach, po chili zauważył jedną stronę, która go zaciekawiła.
„Stowarzyszenie Biała Lilia” – działało od lat 50 XIVw. do lat 60 wieku XV. Zajmowało się zjednoczeniem ludzi o podobnych wierzeniach i wyznawanych przez nich praw. W 1386 roku zginęło 1500 ludzi posądzonych o zdrady, krzywoprzysięstwo i inne tego typu sprawy. Przy ciałach ofiar znajdowano medaliony lub brożki przedstawiające białą lilię. Od roku 1440 zaczęto polować na członków Białej Lilii.  25 marca 1460 roku, spalono na stosie ostatnią członkinię tego stowarzyszenia. Katherine Blackwood pełniła funkcję przywódcy. Istnieje nieoficjalna informacja, że to stowarzyszenie działa do dnia dzisiejszego. Działając skrycie i dokładniej niż w czasach jego założenia.
Ben podrapał się po brodzie i obrócił w palcach broszkę. Czyli możliwe, że ta informacja była prawdziwa… Teraz było się udać do laboratorium  i sprawdzić czy coś kryje ta ozdoba. Wyłączył komputer i opuścił mieszkanie.
W laboratorium, siedziała jego znajoma Monika. Lubiła zmieniać kolor włosów i ich długość. Teraz miała dwukolorowe włosy. Czerń i biel kontrastowały ze sobą. Mężczyzna wszedł do tego pomieszczenia.  Dziewczyna podniosła na niego wzrok swoich piwnych oczu.
- Co sprowadza do mnie, wielkiego detektywa dwudziestego pierwszego wieku?
- Potrzebuję byś zbadała to.
Położył na sterylnie czystym stoliku broszkę.
Piętnaście minut później.
- Skąd ją masz? – spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Znalazłem. A coś z nią nie tak?
- Pochodzi z 1355 roku. Są na niej odciski twoich placów i zmarłej w 1460 roku niejakiej Katherine Blackwood. Przecież to nie możliwe, prawda?
- W naszych czasach wszystko jest możliwe. Nawet to, że jestem synem Sherlocka Holmesa.
- Ale ty to inny przypadek ale wyobrażasz to sobie czym musi być ta kobieta. Stowarzyszenie Białej Lilii zakończyło swoją działalność wraz ze spaleniem jej na stosie.
- Mona. Tę broszkę znalazłem dzisiaj w zaułku w którym znaleziono zwłoki mężczyzny.
- Przecież powinny być na niej odciski palców innych ludzi. Nie wiem co o tym sądzić?
- Najlepiej zachowajmy to w tajemnicy, by nie skończyć jako ofiary nadal funkcjonującego Stowarzyszenia Białej Lili.
- Mądra decyzja.
Monika i Ben wzdrygnęli się i odwrócili w stronę skąd zabrzmiał głos. Przed nimi stała kobieta wyglądająca na trzydzieści lat, mająca czarne włosy i równie czarne oczy. Uśmiechała się z ironią. Wyciągnęła w ich stronę bladą dłoń o długich palcach.
- Oddajcie mi moją własność.

Opowiadania pełne magii: Przeznaczenie

    Idąc ulicą wiele razy zastanawiałam się co mnie czeka za rogiem mojego rodzinnego miasta. Zawsze dochodziłam do tego samego wniosku. Co ma być to będzie. Nie wiem kogo lub jaką sytuację postawi za tym rogiem Przeznaczenie, Fortuna, czy nawet Fatum. Warto być przygotowanym na wszystko. Zapewne ktoś zapyta: „Ale jak przygotować się na wszystkie ewentualności? Przecież się nie da” Odpowiedziałabym mu, że ma po części rację. Ale zawsze dochodzę do tego, że trzeba iść z podniesioną głową i śmiać się losowi w twarz. Podchodzić do wszystkiego z chłodnym opanowaniem. Ale zacznijmy wreszcie tę historię…

    Postać spacerująca jedną z uliczek Nowego Jorku odziana była w czarną pelerynę sięgającą do ziemi, Kaptur zasłaniający jej twarz nie pozwalał odgadnąć kim ona jest. Szła szybkim krokiem. Jej znajomi stwierdzili, że zawsze porusza się jak pantera polująca na swoją ofiarę. Może i było w tym trochę prawdy. Stała się sławna w świecie o którym zwykli ludzie nie mieli pojęcia. Tylko jedna osoba, spoza sfery magicznej poznała tajemnice świata czarodziei. Była nią J.K. Rowling, choć pozwoliła sobie go nadmiernie ubarwić. Lord Voldemort nie istniał. Nie było żadnej wojny. Harry Potter żył, Tom Riddle również. Wszystko było w idealnym porządku. Świat czarodziei żył w spokoju i harmonii. Tylko kilka osób różniło się od innych. Między innymi do tych osób należała Katharsis Black. Była ona jedyną córką Syriusza Blacka. Jej matka zmarła przy porodzie, jednak to nie przeszkodziło w jej szczęściu, bowiem nie pamiętała jej i nie pamiętała za czym ma tęsknić. Byli idealną rodziną choć, niestety, rodzinną sielankę przerwało nagłe zniknięcie jej ojca. Jej życie legło w gruzach. Od czasu jego zniknięcia minęło dwanaście lat, jednak Katharsis przysięgła sobie, że kiedyś go odnajdzie. Musiała skończyć szkolę i żyć dalej. Pomagał jej w tym ojciec chrzestny, imieniem James Potter. Katharsis była wierną kopią swojego ojca włączając w to nawet charakter. Wszyscy śmiali się, że różni ich tylko płeć. Nigdy nie dochodziło pomiędzy nimi do kłótni, po prostu byli idealną rodziną. Szukała, pytała, lecz nic nie pomagało. Słuch o nim zaginął. Jakby zapadł się pod ziemię nawet w świecie ludzi nie magicznych. Tęskniła za dawnymi latami, kiedy jeszcze on nie zniknął. Za miejscami, które odwiedzali w każdy wolny dzień. Nowy Jork był piękny, jednak nie to było powodem jej przyjazdu. Dostała informację, że jej ojca widziano tu tydzień temu. Mroźny wiatr wiał z każdej strony, jednak nie odczuwała chłodu. W takich chwilach, kochała fakt, że jest czarownicą. Zatrzymała się przed hotelem. To tu miał wynająć pokój pięć dni temu. Weszła do środka i ściągnęła kaptur. Podeszła do recepcji i uśmiechnęła się uwodzicielsko do młodego recepcjonisty. Widać było, że jest nią zauroczony od pierwszego wejrzenia. Zapytała o to czy nadal w tym hotelu przebywa Alex White. Za niego podawał się tutaj. Niestety dowiedziała się, że przed południem się wymeldował. Kath kiedy to usłyszała uderzyła pięścią w marmurową recepcję. Wyszła pospiesznie. Rozejrzała się. Zobaczyła jeszcze otwarty sklep. Może ktoś go widział, w którą stronę poszedł. Przebiegła przez ulicę i weszła. Rozejrzała się po ekspozycji. Magiczne przedmioty. Podniosła do góry jedną brew. Zionęło tu czarną magią. Obróciła się wychodząc ze sklepu, ruszyła gdzie podpowiedział jej instynkt. Po kilku godzinach zatrzymała się ponownie. Weszła do podrzędnego motelu i wynajęła pokój. Weszła do niego miał numer 356. Zdjęła płaszcz. Spojrzała w lustro, samotna łza spłynęła po jej policzku. Miała dwadzieścia lat, wszyscy uważali ją za ideał, którym się nigdy nie czuła. Usiadła w wypłowiałym fotelu. Nie wiedząc kiedy, zasnęła. Przebudziła się słysząc swoje imię. Zerwała się z fotela rozejrzawszy się dookoła. Nikogo nie zauważyła. „To był tylko sen” - westchnęła ze smutkiem. Jej wzrok powędrował ku zegarowi, stwierdziła, iż dochodziła dwudziesta trzecia . Przeciągnęła się i zdała sobie sprawę, że choć na chwilę musi się oderwać od rzeczywistości. Wyczarowała czarną bluzkę z dekoltem w serek oraz czarne rurki. Przebrała się w nie.

    Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Idąc korytarzem liczyła pokoje po obu stronach. Nie chciała myśleć na razie o Syriuszu. Zeszła po schodach. Na parterze skręciła w lewo od recepcji i weszła do pomieszczenia, które było jadalnią i barem. Usiadła przy ladzie i poprosiła o Martini. Sączyła powoli trunek. Patrzyła w zawartość kieliszka. Ciekawe co by pomyślał jej tata o tym, że pije. Zachichotała w myślach. Spojrzała na zegar, była północ. Podniosła się z miejsca, i ruszyła w
    stronę swojego pokoju. Spacerowała z głową w chmurach idąc korytarzem, chwilę potem wpadła na kogoś. Podniosła wzrok i zaniemówiła. To był on.

Moda na Hogwart: Odcinek 7

Indica- Linnansa vanki
Od tego odcinka będą się pojawiać piosenki, które lubię. ;)
I oto pierwsza z nich.
I podziękowanie dla Monziego za wysłanie do tej pięknej piosenki linka.
No i masz dedykacje.

A teraz przechodzimy do Odcinka 7 ( wymyślonego na WOS-ie )
Życzę miłego czytania ;)

---------------

Oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Wszyscy się w nią wpatrywali. Teraz czuła się jak jakiś nadzwyczajny okaz w ZOO.
- No co to był język węży, każdy z rodu potrafi nim władać.
Nadal nie spuszczali z niej wzroku. Podeszła do kominka i spojrzała w ogień.
- Co chcecie wiedzieć o tym zamku i tym co tu robimy?
Obróciła się do nich, z podniesioną głową.
- Dlaczego te płomienie są zielone?  Czuje się jak w komnacie Lokiego.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na kominek. Nie zdążyła się przesunąć kiedy prosto w nią wszedł jej ukochany nauczyciel. Teraz leżała w dwuznacznej pozycji na podłodze z Mistrzem Eliksirów.
- Zjeżdżaj ze mnie, bo posądzę Cię o molestowanie. I powiem Ojcu,  że się do mnie dobierasz.
Podniosła się i się otrzepała. Spiorunowała Snape wzrokiem.
- A kto stoi w przejściu. Jakbyś nie była z mojego domu to byś dostała szlaban.
Wyszczerzyła się. 
- A właściwie co tu robisz?
- Dyrektor mnie wysłał, bym nadzorował byście nie roznieśli zamku.
Popatrzyła na niego ze wzrokiem mówiącym : " Dyrektor...yhym...chcesz być bliżej Lokiego.".
- Usiądźmy, bo jak kolki nam nie wypada stać.
Usiadła w fotelu, na którego oparciu usiadł Harry. Kiedy wszyscy zasiedli : Thor, razem z Hermioną i Draconem na kanapie; Loki w fotelu, koło którego był fotel Severusa. Zaczynała się czuć jakoś dziwnie.  Czyżby to śniadanie...nie raczej nie. Klasnęła w dłonie a na stole pojawił się różnorodny asortyment: piwa, wódki, whisky. Znowu  na nią spojrzeli.
- No co? Ja na sucho nigdy na poważne tematy nie umiem mówić i nie tylko ja. Prawda wujaszku?
Zachichotała i wziewała butelkę piwa z jakiegoś mugolskiego browaru. Napiła się, nektar dla moich nerwów. 
~~Perspektywa Lokiego~~
Rozejrzał się dyskretnie po wnętrzu. Przytulnie tu było. I jego kolory do tego. Zaintrygował go obraz pewnej kobiety. Później się mu przyjrzy dokładnie. Dziewczyna znała mowę węży może mu się przyda kiedyś. Widać było, że co nieco wie o nim jak i Thorze. Ciekawe skąd zwykła Midgardka może takie, rzeczy wiedzieć. Kiedy pojawił się ten mężczyzna, który nie spuszczał z niego wzroku. Poczuł się dziwnie i to uczucie mu się nie spodobało. Nie wiedział czy to było na jego widok czy na to, że leżał na tej czarnowłosej...jak ona miała na imię...coś na K.Może mu się ten zamek spodoba. A gdyby tak go...przejąć. Wziął do ręki butelkę piwa i wziął mały łyk. Hmm nawet dobre. Nie zwrócił uwagi na tego mężczyznę ubierającego się na czarno.
~~ ~~
- No to powtórzę pytanie nim mi brutalnie przerwano. Co drodzy goście chcielibyście wiedzieć o tym miejscu? A odpowie wam nauczyciel eliksirów profesor Severus Snape.
- To Ciebie wyznaczył na lidera osób zajmujących się nimi.
- Jako lider to ja Cię wyznaczam na to byś opowiedział im o wszystkim.
Spojrzała na niego z mordem w oczach.
- Niedobrze mi.
Odezwał się do tej pory milczący  Harry i wybiegł z salonu do łazienki. Spojrzała za nim. Czyli zostawił mnie z tym wszystkim. Skończyła jedno piwo i zaczęła drugie. Opowiedziała im pokrótce co i jak. Ile jest domów to co powinni wiedzieć jak na razie. Przy tej rozmowie opróżnili cały zapas zgromadzony na stole. Katharsis trzymając się ściany poszła zobaczyć co z Harrym. Znalazła go zwiniętego w kłębek obok WC. Wyjęła z szafki fiolkę z odpowiednim eliksirem. Uklękła obok niego.
- Harry?
- Hmm.
Westchnęła i podniosła jego głowę i  wlała płyn do gardła. Po chwili wrócił do normalnych kolorów.
- Dzięki.
Podniósł się i wyszedł. Wpierw spojrzawszy na zegarek za pięć minut miał nastąpić obiad.Spojrzała w lustro. Ujrzała swoje odbicie, zmierzwiła włosy. Mogła iść. Wyszła z łazienki.
Kiedy weszła jej oczom ukazał się komiczny widok. A mianowicie:
Thor odgradzał się Hermioną przed Draconem, Loki był goniony w okół nich przez Snpe'a.  Przywołała swój aparat i zrobiła kilka fotek na pamiątkę dla potomnych. Gwizdnęła przeciągle. Zwrócili na nią uwagę po trzeciej próbie. W tym czasie pojawił się Harry.
- Dobra. A teraz przenosimy się do Wielkiej Sali na obiad.
Ruszyła w stronę wyjścia.
- No wreszcie, zgłodniałem i to bardzo.
- Ty byś tylko o jedzeniu myślał. Ty na pewno będziesz tym Gryfem.
- Gryfonem.
Poprawiła go Hermiona automatycznie.
Drzwi do WS były zamknięte, czyli już się zaczęło. Otworzyła je i wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę. I ruszyli przez całą długość sali. O tak tworzyli dziwny pochód.
- I są nasi goście. Severusie co się stało? - zapytał się opiekuńczo dyrektor.
- Nic się nie stało Albusie.
- To w takim razie Harry podejdź.
Harry na drżących nogach podszedł do stołka i nałożył tiarę, która wykrzyknęła tam gdzie powinien być od początku. Cały Dom Węża bił brawo. Następny był Thor z miną uradowanego dziecka, został przyjęty do Domu Lwa. I w końcu przyszedł czas na Lokiego.
Tego dnia do Węży dołączyły dwie osoby i pierwszy raz wszyscy ujrzeli uradowanego Snape'a. Który chciał przytulić boga kłamstw. O tak oberwie za to, że przed wyjściem nie dała im eliksiru na kaca.

Moda na Hogwart: Odcinek 6

- Tu jesteś Nessy. Moja ty kochana.
Dziewczyna patrzyła na Dracona jakby mu na głowie wyrosły czułki.
- Choć musimy wybrać dla Ciebie suknię w barwach Malfoy'ów.
- Nie wybiorę z tobą żadnej sukni, bo już takową znalazłam i wysłałam zamówienie. I zrozum, że nie będę twoją żoną. Choćby mi pomagały same walkirie. A i wynocha z moich komnat.
Złapała go za szatę i wyrzuciła na korytarz.
- Sal.- spojrzała na portret.- Nie wpuszczaj go tu nigdy więcej.
- Co ja jestem twoim służącym wywłoko.
- Ja też Cię kocham dziadku.
Po tych słowach zniknęła znowu w salonie i udała się do swojego pokoju. Ech lubiła portret tego sędziwego staruszka. Tak Salazar Slytherin bawił ją tak jak portret Pani Black bawił Harry'ego. Rodziny się nie wybiera., nikogo normalnego nie było. Nagle pojawiła się jej sowa. Odwiązała list i zaczęła czytać. Na koniec, aż przytarła oczy. No dobra to już była przesada następny czubek w rodzinie. Obróciła się i wyszła z pokoju, otworzyła drzwi do Harry'ego.
- O co chodzi?
- Gryfiaku, będziemy mieli macochę.
- Kogo?
- Wybranką naszego drogiego tatusia jest Bellatrix.
- Ale ona ma już męża.
- Który zginął jakieś trzy tygodnie temu.
Usiadła na jego łóżku i popadła w zadumę. Tyle się zdarzyło przez te trzy dni.  Nie wiedziała, że nadchodzi coś czego nikt się nie spodziewał.

~ w innym królestwie~ Asgard równoległy czas do Midgardzkiego~

- Zawiodłem się na was...Po raz kolejny. - Odyn patrzył surowym okiem (są dwie wersje 1. Mitologiczna- oddał swe oko w zamian za picie wody ze studni mądrości. 2. Marvelowska- stracił je w walce.) na swoich synów. - I za karę zsyłam was do Midgard'u .
- Wii zwiedzę to królestwo.- Thor jak to Thor zachowywał się nieodpowiednio do sytuacji.
Loki spojrzał na niego jak na idiotę. Jemu do radości było daleko.
- Nie Thorze. Traficie do szkoły dla czarodziei. Niejaki Hogwart.
Loki od razu się zainteresował.
- Magowie. - powiedział z pogardą- Czego oni ich tam uczą.
- Macie dzięki temu pobytowi nauczyć się dogadywać ze sobą i z innymi. - mówiąc ostatnie słowo znacząco spojrzał na swojego młodszego syna. - Udajcie się od razu do Hemidala by wysłał was na miejsce.
Woląc się nie narażać bardziej Wszechojcu udali się do Bifrostu, a stamtąd do celu ich kary.

~ Midgard~Hogwart~Hol

Z rozmyślań wyrwały ją czyjeś wrzaski, po chwili zrozumiała, że to ktoś się  kłóci. Udała się do holu i przepchała przez tłum uczniów. Jej oczom ukazali się dwaj mężczyźni. Jeden napakowany blondyn w pięknej szacie czerwono-złotej. Drugi czarnowłosy szczupły, nie wyróżniający się, wróć wyróżniały go jego zielone oczy lecz nie takiego samego odcieniu jak jej. Blondynek miał w ręce młot. Wsparła się na ramieniu brata.
- Powiedz, że to się nie dzieje na prawdę.
- Ale o co chodzi?
Zignorowała jego pytanie i weszła w pierwszy rząd osób.
 - Po jakiemu oni mówią?
- Może po polsku?
Były różne wersje, a ona spojrzała na uczniów z dezaprobatą.
- To język Asów.
- Kogo?
- Mitologia nordycka.
- Słyszałam o nim. Ale to tylko jakieś legendy.
Wiedziała do kogo należy ten głos.
- Hermiono a oni są kim? To są bogowie. Thor i Loki. Jak dobrze kojarzę.
Spojrzała na bogów z uwielbieniem. A oni usłyszawszy swoje imiona odwrócili się w jej stronę.
- Kim jesteś marny śmiertelniku, że wiesz kim my jesteśmy?
Odezwał się zimnym jak lód głosem bóg Kłamstw po angielsku . A ona spokojnie wyszła z tłumu.
- Jestem Katharsis.
- O to ta midgardka, którą zaprosił nasz ojciec. 
Odezwał się wesołym głosem Thor i podszedł do dziewczyny. Ucałował ją w dłoń.
- Jestem Thor. A to mój brat Loki.
- Przepraszam. Ale czy ktoś mi wyjaśni co Panowie...
- Bogowie. Dyrektorze to bogowie. - weszła mu w słowo Katharsis
- ... co wy bogowie robicie w mojej szkole?
- Jesteśmy tu za karę. Wszechojciec wysłał nas do pańskiej szkoły byśmy nauczyli się normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
- Dobrze. Zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech domów. A teraz zajmą się wami moi najlepsi uczniowie Katharsis, Harry, Dracon i Hermiona.
Szczęka dziewczyny opadła z łoskotem o podłogę ale szybko się pozbierała.
Ten stary pierdziel musi wszystko zwalać na uczniów, przecież on by z chęcią się zajął tymi gośćmi. I ten czarnowłosy wygląda na dość interesującą personę. Takie myśli kłębiły się w umyśle Severusa Snape'a.
Obok niej stanął Harry. A Draco i Hermiona po obu ich stronach. Ech może dzięki temu ta tleniona księżniczka da spokój mugolakom. Spostrzegła, że Thor dziwnie zerka na tę Gryfonkę. Spojrzała w stronę lochów, wujaszek patrzył się z zaciekawieniem na Lokiego. Zerknęła na Dracona, który z dziwnym błyskiem w oku patrzył na Thora. Jedna brew uniosła jej się do góry. Chwyciła Harry'ego za ramię.
- Chcecie zobaczyć teraz zamek czy wolicie zrobić to po obiedzie do, którego jest godzina?
Spojrzała na obu skazańców.
- Ja to bym coś zjadł i wypił.
- Ty tylko myślisz o jedzeniu. Zaprowadź nas gdzie opowiecie coś o tym miejscu i nie będzie tych uczniów.
- To może twoje komnaty Kath?
- Harry... uważaj bazyliszek nie jadł nic od dawna.
- Z chęcią zobaczę jak mieszkasz.
Spojrzała na Thora z przestrachem. (Ech, autorze zginiesz marnie. Poprzysięgła zabić tego kto wymyśla te fabułę. Kasia pisząc wzdrygnęła się i zaczęła szukać czegoś czym mogłaby się obronić. xD)
- A więc dobrze. Chodźcie.
Ruszyła po schodach w duł. Lokiemu przypomniały się lochy w których był niegdyś zamknięty. Po chili stanęła przed portretem Sala.
- A o to mój dziadek Salazar Slytherin.
Portret spojrzal na nią z kpina.
- Robisz z tego zamku burdel. I nie nazywaj mnie dziadkiem mała ladacznico.
- On tak zawsze.- spojrzała na portret- Otwieraj.- to słowo wypowiedziała w języku węży.
Salazar niechętnie otworzył przejście. Weszła do środka, a za nią Harry. Reszta patrzyła na nią z czystym zainteresowaniem.
- Opowiem jak wejdziecie. Dziadku postrasz tych natrętów co za nami idą.
- Jeszcze mi będzie rozkazywać łachudra. - wymamrotał obraz. Po czym się zamknął za gośćmi.

Moda na Hogwart: Odcinek 5

To rozdział dla osoby dzięki, której wziął się pomysł na to dość nie kanoniczne połączenie.
A jest nią Ares  autor bloga http://miecz-zemsty.blog.onet.pl/ (polecam szczególnie osobom lubiącym yaoi oraz mitologię ). A teraz to co obiecałam 

---------------------------


- Ale jak to możliwe, że bogowie naprawdę istnieją?
-  Harry. A jak to możliwe, że jesteśmy czarodziejami?
  Katharsis siedziała w Wielkiej Sali zajadając się tostami z szynką i serem.
- Ale, że ty jedziesz do Asgardu. Zostawisz mnie samego na pożarcie.
 Wywróciła oczami.
- Zaszyj się w moich kwaterach, tam nikt prócz nauczycieli nie może wejść bez mojego pozwolenia. A i tak Sal by ich nie wpuścił. Na starość dziwaczeje.
 Po lekcjach postanowiła pójść do Dumbledore'a z prośbą o przeniesienie do innego domu Harry'ego i o to, że za dwa tygodnie wyrusza na bal do Asgardu. Miała dzięki tej ostatniej informacji tak wyśmienity humor, że aż nawet Malfoy nie mógłby jej go popsuć.
- Nessy. Gdzie się wybierasz za dwa tygodnie?
- Nie twój tleniony interes.
- A właśnie, że mój, bo w święta będziesz moją własnością.
Wstała tak nagle, że aż wszyscy spojrzeli w ich stronę.
- Ja mam być twoją własnością?! -wydarła się na całe pomieszczenie.- Chcesz zginąć w trakcie ceremonii to proszę bardzo. Dopiero w święta do tego czasu możesz sobie o władaniu mną pomarzyć.
Nie wytrzymała i jej moc się uwolniła. Odpychając Dracona od niej na jakieś 15 metrów, szyby w oknach zadrżały niebezpiecznie.
- Jeszcze raz  mnie wyprowadzisz z równowagi, a nie dożyjesz następnych świąt.
- Jadę z Tobą.
Spojrzała na tlenioną księżniczkę spode łba.
- A jedź i nie truj mi dupy. Może Cię zgubie gdzieś po drodze.
Wyszła z Wielkiej Sali i skierowała się do swoich komnat. Miała w nosie lekcje i tak zda ten materiał.  Rozłożyła na stole w salonie katalogi z różnymi sukniami wieczorowymi. Nie lubiła się stroić ale przecież w jeansach i tunice tam się nie zjawi. Kiedy była przy czwartym katalogu, do salonu wlazł jej brat. Spojrzała na niego.
- A ty nie na lekcjach?
- Nauczyciele mają jakąś radę.
- Aha.
I wróciła do przeglądania zdjęć sukni.
- Katharsis.
- Hmm?
-  Mogę wyruszyć z tobą na ten bal.
Spojrzała na niego.
- Następny Malfoy się znalazł.
Wzięła do ręki zaproszenie... przecież tam wcześniej tego nie było. A teraz pojawił się teks. Jedna brew podjechała jej do góry.
- Możesz. Ale jak się zgubisz to ja cie szukać nie będę.
- Kocham Cię.
Po czym przytulił ją.
- Ja też. A teraz szukaj dla siebie czegoś.
Wyczarowała  katalogi mody męskiej.
- Nie możesz wyglądać jak łachmyta.
Zajęła się piątym katalogiem dopiero przy końcu zobaczyła to cudo  ( http://suknieslubne.bazarek.pl/opis/2682999/zielona.html )
Aż wydała pisk. Od razu napisała list ze swoimi wymiarami i o jaką suknię jej chodzi.
- I jak tam? Wybrałeś coś?
- Tak. Ten. - wskazał na grafitowy garnitur z białą koszulą i zielonym krawatem w białe prążki.
- Garnitur czarny, a krawat gładki, bez prążków i będzie idealnie.
 Na następnej stronie taki znalazła. Po czym wysłała zamówienie.
- Tylko ja Dracusiowi nie mówię, że jedziesz. Powiedz mu tę szczęśliwą wiadomość.
Podeszła do swojego biurka i wzięła czarny papier listowy. I zaczęła pisać podziękowanie i że zabiera ze sobą dwójkę znajomych, którzy ją nie chcą samą puścić. Pisała jadowicie zielonym atramentem. Spojrzała na swoje dzieło z zachwytem. Złożyła list i zalakowała. Teraz był ozdobiony herbem  Slytherin'a. Zaczęła się głowić jak to wysłać. Po chwili z czarnego ognia pojawił się ten sam ptak co na rozpoczęciu. Przywiązała list mu do nóżki, a on zniknął. Ciekawe do którego z bogów należał.  Spojrzała na Harry'ego.
- Coraz bardziej ten świat staje się dziwny.
- Braciszku nie marudź. Teraz idziemy do dyrektora z prośbą o twoje przeniesienie i poinformować go, że udajemy się do Asgardu.
Wstała i w podskokach a'la Luna udała się do wyjścia i  tymże chodem ruszyła do gabinetu dyrektora a Harry podążał za nią. Nie wiedział co ją tak cieszy.
- Nie cieszysz się ?
- A czym mam się cieszyć Kath?
- Tym, że jedziemy do Asgardu, złotego miasta. Tam gdzie są bogowie, walkirie i tęczowy most.  Harry wszystko aż kipi złotem.
- A coś poza tym ?
Spojrzała na brata z żądzą mordu i zachwytu.
- Piękne ogrody urządzone przez samą boginię Friggę, są tam też pięknie bogowie, boginie. Mażę by spotkać Lokiego i Thora. Może zgubimy gdzieś Malfoya. Przynajmniej jednego idioty by było mniej.
I gadał, gadała, aż dotarli pod wejście do gabinetu Dumbledore'. Spojrzała na chimerę.
- Niech zgadnę... Cytrynowe dropsy.
Posąg faktycznie odskoczył. Weszli na schody, które uniosły ich pod drzwi gabinetu. Zapukała. Po usłyszeniu by wejść. Otworzyła drzwi. Rozejrzała się pomieszczenie było pełne nauczycieli.
- Co was tu sprowadza moi drodzy? - odezwał się dobrodusznym głosem dyrektor.
- Pierwsza sprawa dotyczy ponownej ceremonii przydziału Harry'ego. 
- Ależ tego nie można powtórzyć. - odezwała się profesor McGonagall.
- Można czytałam w regulaminie szkoły.
- Masz rację młoda damo. Można ponownie przydzielić ucznia. Ale dlaczego.
- Dlatego, że zatajono przed nim i przed wszystkimi, że jest synem Toma Riddla vel Lorda Voldemorta.
- Jest jakieś potwierdzenie twoich słów?
- Tak. Ojciec powiedział, że miałam brata bliźniaka, którego porwano. A moją matkę , która chciała go ratować zabił Moody. -Patrzyła lodowatym wzrokiem prosto w twarz dyrektora. - A pan o tym wiedział.
- Albusie czy ona mówi prawdę? - Minerva jakoś nie wierzyła tej dziewczynie.
- Tak. Mówi prawdę.- spojrzał na nauczycielkę, a po chwili znów przeniósł na rodzeństwo.- Jest jeszcze coś?
- Tak. Dostałam zaproszenie z Asgardu i mam możliwość zabrania ze sobą dwójki osób. Tymi osobami są Harry i Dracon.
- Asgard?
- Tak. Jedno z dziewięciu królestw. Bogowie, walkirie, piwo, pyszne jadło, Bifrost, bogowie, dużo bogów.
- A kiedy ma się on odbyć?
- Za dwa tygodnie. Pisali, że przyślą tu kogoś po nas. 
- Następna błazenada. Pewno ktoś Ci zrobił kawał. - odezwał się Severus Snape.
- Waż słowa wujaszku. Wiem o rzeczach, które nie chciał byś by wiedzieli inni.
- Pozwolę wam jechać. Ale masz mi droga Katharsis zrobić referat o tym. I masz przynieść rysunki, tego miasta bogów.
- Zrobi się dyrektorze. A kiedy Harry zostanie przydzielony?
- Przed obiadem.
- Dziękujemy.-  odpowiedziało zgodnie rodzeństwo i wyszło.
Katharsis śpiewała jakąś sobie jedynie znaną piosenkę. A Harry zastanawiał się co może się wydarzyć przez te dwa tygodnie. Kiedy weszli do komnat ....

Moda na Hogwart: Odcinek 4

Kiedy miała właśnie wychodzić na korytarz, by udać się z Harrym na szlaban u Snape'a. Poczuła przeraźliwy ból w lewej ręce.
- No masz naprawdę wyczucie czasu.
Wymamrotała. Spojrzała na swoją męską kopię stojącą przed nią i patrzącą się z lekkim zdziwieniem.
- Harry idź na ten szlaban. A jakby Nietoperz się pytał to powiedz mu tylko jedno Jaszczur. On będzie wiedział o co chodzi. 
Po tych słowach wypchnęła go na korytarz i zablokowała przejście. Udała się czym prędzej do swojej sypialni i założyła strój Śmierciożercy. Nałożyła na twarz białą maskę. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i wyciszające. Wymknęła się z zamku. Po czym udała się do miejsca w Zakazanym Lesie, z którego można było się teleportować.
Wylądowała przed ogromną mroczną rezydencja. Zdjęła z siebie zaklęcia i weszła do środka. Od razu udała się do sali w, której był człowiek, który nie dawał jej pożyć nawet w szkole. Otworzyła energicznie drzwi. Nazbyt energicznie bo te uderzyły w ściany. Było zebranie wewnętrznego kręgu. Rozejrzała się po zgromadzonych nie było jej nauczyciela.
- Witaj ojcze.
Usiadła po prawej jego stronie.
- Miło, że nas zaszczyciłaś.
- Wiesz przecież, że trudno wyrwać się z zamku i byłam w tedy z Potterem...wróć z moim bratem.
- I jak?
- Co jak?... Ojcze nie rób ze mnie idiotki. Wszyscy się od niego odwrócili, teraz ja  jestem jedynym oparciem chłopaka. I mam zamiar prosić Dumbledore'a o ponowny przydział.
Szmer i ciche szepty rozniosły się po sali.
- Czytałam w księgach z prawem i regulaminem szkoły, że coś takiego może mieć miejsce. A z moich źródeł wynika, że mój brat miał być od początku Ślizgonem, tylko nasłuchał się różnych informacji od Wesley'a i poprosił tiarę o to by trafi wszędzie tylko nie do mojego domu.
- Interesujące... A co z szafą?
- A co ma być. Królewna imieniem Draco się obraziła za kawał. Ostrzegałam go by uważał co pije.  Ale postaram się mu przemówić do rozumu i zaczniemy  naprawę od tego weekendu.
- Dobrze. Na Ciebie zawsze mogę liczyć, nie jak na niektórych.
 No i się zaczęła druga część kary i pochwały. Odpłynęła w świat marzeń wolała nie przyglądać się temu.
Jej rozmyślanie przerwał głos Voldemorta. 
- Katharsis mogłabyś zostać, chciałbym z Tobą porozmawiać.
Spojrzała na niego niepewnie. Sala szybko opustoszała. W końcu zostali sami.
- Chce spotkać się z Harrym. Musi mnie przecież poznać.
- Ojcze pozwól pierwsze załatwić sprawę z Potterami. Wyślę im jeszcze dziś sowę odnośnie spotkania w Hogs. Jak wszystko dobrze pójdzie to następnym razem przyprowadzę Harry'ego.Cos jescze?
- Tak. W święta odbędą się twoje zaręczyny.
- Z kim?
- Z Draconem.
Patrzyła na niego jakby powiedział, że odwołali Mistrzostwa w Quidditch'u.
- Nie poślubię tej Fretki. Już wolę wyjść za jakiegoś boga nordyckiego. Ale nie za tą zadufaną w sobie kreaturę. Chcesz, żebym go zabiła przy pierwszej sposobności?
Nie czekając n odpowiedź, wybiegła z sali, zrzucając maskę, która roztrzaskała się na drobne kawałeczki po zetknięciu z marmurową posadzką. Wybiegła z posiadłości i się teleportowała. Nie zważając na nic. Wbiegła do zamku nadal w płaszczu Śmierciojada. Łzy spływały jej po twarzy. Wbiegła do swoich kwater i osunęła się na najbliższy fotel. Rozumiała, że taka jest tradycja. Ale dlaczego Malfoy. Zaczęła się kiwać w przód i tył. Będzie zdolna do wszystkiego byle by tylko nie poślubić tej tlenionej księżniczki. Splunęła do kominka. Usłyszała jak przejście się otwiera. Wiedziała, kto wszedł.
- Dlaczego Cie nie było na szlabanie?
Kiedy zobaczył, że płacze. Uklęknął przed nią i chwycił ją za ręce.
- Co się stało?
Spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Nasz ojciec chce mnie wydać za Draco.
I ponownie się roztaczała. Podniosła się, nie zważając na chłopaka poszła do swojej sypialni. Przypomniała sobie o liście, który wczoraj dostała. Nie wiedziała kogo jest ten cudowny ptak. Ale na pewno nie żadnego z zwolenników jej ojca. A więc kogo... Wyjęła ze swojej wyjściowej szaty kopertę. Usiadła ponownie na łóżku i obróciła ją w rękach. Czerwony lak z wytłoczonym herbem. Nie znała nikogo z takim. Zmarszczyła brwi. Ostrożnie otworzyła kopertę. Zaproszenie. Złote litery z pięknymi zawijasami.  Nie mogła oderwać wzroku od niego. Za dwa tygodnie bal. Przyślą posłańca do Hogwartu po nią. Zamykała i otwierała buzię. Patrząc na miejsce tego wydarzenia. Albo ktoś z niej kpi albo to spełniło się jej największe marzenie.

Moda na Hogwart: Odcinek 3

Katharsis siedziała w czarnym skórzanym fotelu w dość nietypowej pozie. Jej głowa zwisała przez boczne oparcie, nogi przez drugie. Na brzuchu trzymała szklankę z wodą i powoli piła przez słomkę. Harry Potter siedział nadal w tej samej pozycji co na początku rozmowy i jego wzrok skakał z dziewczyny na siedzącego przy biurku Snaphe'a, który wyglądał jakby chciał zabić dwójkę młodych, którzy  przebywali w jego gabinecie.
- Ale dlaczego dyrektor mi nie powiedział, że oni nie byli moimi prawdziwymi rodzicami?
Dziewczyna wywróciła oczami. To pytanie słyszała od.... spojrzała na zegar... od dwóch godzin.
- Ponieważ. Drops jest idiotą do kwadratu i chce mieć jak najwięcej debili młodocianych do walki przeciw wyszkolonym mordercą. Nie uwłaczając tobie Severusku. Harry coś jeszcze wyjaśnić? Bo jutro zamierzam zwołać naradę i wybrać drużynę więc muszę być wypoczęta 
Spojrzała na niego ze zmęczeniem, po czym przeniosła wzrok na Nietoperka, bo jakoś się nie odzywał..Oczy jej się rozszerzyły. Ten w najlepsze poszedł spać.
- A mówiłam by, że się stacza.
Obok niego leżała jedna pusta butelka po Ognistej i druga prawie pusta. Wzięła resztę trunku i wypiła za jednym razem.
- Jakie jest hasło do Wierzy?
Spojrzała na niego Harry'ego jak by miał na sobie różowy strój do baletu.
- A bo ja wiedzieć. Do mojego znam a do twojego to nie mam pojęcia. Jego to nie obudzisz, żeby się dowiedzieć.
Wstała z fotela i w wszystko zawirowało. Potknęła się o dwie puste butelki po Ognistej. Aż tyle wypiła? Kiedy?
- Nigdy więcej z Tobą nie rozmawiam. Staczam się jak Snape. A teraz chodź.
Wyszła cichutko z gabinetu Naczelnego Postrachu Hogwartu, słyszała, że jak jej braciszek idzie za nią.
- Gdzie my idziemy?
- Do moich prywatnych kwater. Jako, że jestem kapitanem drużyny przypisane mi są własne komnaty. A u was tego nie ma.
- Nie.
Stanęła przed portretem Salazara.
- Cześć dziadku.
- Nie nazywaj mnie dziadkiem pijacka szumowino.
Na to stwierdzenie zaśmiała się perliście.
- A teraz otwieraj. Danse macabre.
Portret prychnął i się odsunął.Weszła przez niego.
- Właź. Bo zaraz będziesz musiał spać na korytarzu.
W saloniku zabłysły zielone światła. Spojrzała na Ciebie i wskazała drzwi na wprost.
- Pokój gościnny jest tam.A teraz dobranoc.
Ruszyła do drugich drzwi na prawo z wyrytym złotym zniczem i weszła do swojego pokoju. Od razu padła na łóżko. Kiedy dotknęła głową poduszki zasnęła.
 ~&~
Usłyszała łomotanie do drzwi. Zwlekła się. Głowa trochę ją bolała. Otworzyła je na oścież i stanęła oko w oko ze Snapem. Który tupał nogą. 
- Komornikom dziękuję ale nie skorzystam z ich usług. 
I zamknęła drzwi. Powtórzyło się pukanie. 
- Wiesz, która jest godzina? 
- Yyy.
- Dziesiąta. 
Oczy jej się powiększyły do granic możliwości. Zatrzasnęła drzwi. Przebrała się i wybiegła z pokoju. Taranując zszokowanego opiekuna domu. Wyrwała mu swój plan lekcji. Zerknęła na niego pobieżnie i zamarła. 
- Transmutacja. Chyba was prąd popieścił. 
Przywołała swoją miotłę i lecąc na niej przez prawie cały zamek. Wleciała do klasy w której jej rocznik miał mieć lekcje. I rzeczywiście miał.
- Problemy żołądkowe miałam. 
Usiadła na jedynym wolnym miejscu. 
- Minus dwadzieścia punktów  Slytherin'u
Już widziała tyradę Snape'a. Spojrzała na osobę, koło której miała siedzieć przez ten rok. I aż spadła z krzesła.
- No nie. Dlaczego mnie nie obudziłeś? 
- Próbowałem. Ale spałaś jak zabita. 
- Następnym razem wystarczy wrzasnąć znicz na dziesiątej. To na mnie działa. -Wyszczerzyła się w uśmiechu. - A co właściwie mamy robić? 
- Zamienić mysz w motyla. 
Przewróciła oczami. Wyjęła swoje pióro i zamieniła je w mysz tak dla rozgrzewki. A z myszy zrobiła motyla. Motyla nad motyle. Jego skrzydła miały jakiś metr długości i był szmaragdowo, czarno, srebrny. Jeżeli to było możliwe wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
- Jak ty to zrobiłaś?
Spojrzała na swojego partnera z ławki. U niego motyl miał mysi ogon i nie fruwał. 
- Nauczę Cie.
- Proszę popatrzeć. To się nazywa dar do transmutacji. Kto zrobił ten piękny okaz.
Oczywiście Katharsis wstała z minął w stylu wygrałam los na loterii.McGonagall spojrzała z nad okularów na nią.
- Plus pięćdziesiąt punktów dla Slytherin'u. Panie Potter proszę się bardziej postarać.
 Zaśmiała się z miny Harry'ego. Chwyciła go za rękę w której trzymał różdżkę i delikatnie wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem. Z nieudanego motyla zmienił się w pięknego złoto-czerwonego motylaska.
- Widzisz tak trzeba, a nie wymachiwać różdżką jakbyś się oganiał od natrętnej muchy. 
 Zaśmiała się. Nadszedł koniec tej lekcji. Jeszcze tylko Eliksiry i będę mogla coś zjeść.  Tylko będzie musiała je pierwsze przetrwać. Ale z wściekłym nauczycielem będzie trudno. Potter wyszedł dwójką Gryfonów, którzy nie wierzyli w to, że jest synem Jaszczurki.. Oni też mieli eliksiry oprócz tego rudego wypłosza. Wchodząc do klasy pociągnęła go za sobą.
- Lepiej dla Ciebie będzie jak usiądziemy razem. Będziesz podawał mi odpowiednie składniki. A i nie pacz się na Snape'a, bo ten jest nieźle wkurzony.
- A czym się tak zezłościł?
Spojrzała na niego wymownie.
-  Tym, że go zostawiliśmy pijanego w gabinecie i tym, że go stratowałam dziś rano. Dowiadując się, że zaspałam.
Zachichotała.
- Można wiedzieć co Cię tak śmieszy Riddle?  - usłyszała za sobą ten przesiąknięty kpiną i jadem głos.
Przybrała na twarzy maskę obojętności, a cała klasa się odwróciła w naszą stronę czekając na rozwój akcji.
- Po prostu opowiadałam mojemu bratu jak wyglądałeś w różowej szacie z napisem kocham cytrynowe dropsy. Pamiętasz to było w te wakacje, i nie mogę zapomnieć miny mojego ojca i tego jak mnie goniłeś po całej posiadłości ciskając zaklęciami. 
Wyszczerzyła się do profesora, który miał teraz żądzę mordu w oczach. Uczniom powiększyły się oczy do rozmiarów spodków.
- Dziś wieczorem w moim gabinecie Riddle. - przeniósł swój wzrok na Pottera, który nie mógł się powstrzymać od śmiechu. - Ciebie też chcę widzieć Potter.
I poszedł na początek klasy. Spojrzała na Pottera.
- Na prawdę miał różową szatę? 
Katharsis tylko przytaknęła i skupiając się na podanym eliksirze zaczęła go tworzyć Mówiąc chłopakowi co ma jej przynieść. Tak minęły eliksiry.
~&~
Na koniec dnia cała szkoła huczała o tym, że Harry jest synem Sami-Wiecie-Kogo. Wszyscy się od niego odwrócili. Ona w odróżnieniu od swojego ojca miała uczucia. Po kolacji podeszła do niego.Widziała, że jest mu ciężko. Zaprowadziła go do siebie i posadziła na kanapie. Usiadła obok i go przytuliła. Wiedziała jak się czuje, przecież pod koniec czwartego roku od niej się odwrócono. Przytuliła go.
- Wiem co trzeba zrobić z Tobą. Jutro idziemy do Dropsa i poprosimy o ponowny przydział.
- Ale jak się nie zgodzi?
-  Na pewno się zgodzi. Jest pewien punkt w regulaminie szkoły, który mówi o ponownym przydziale. 
Więc mamy pewność. Jak mówiłeś w pociągu, miałeś być w Domu Węża. Wiesz, że jak Voldemort potwierdzi na najbliższym zebraniu, że jesteś jego synem to Ślizgoni Cię zaakceptują i staną za Tobą murem, kiedy będzie Ci coś zagrażało.
Uśmiechnęła się pocieszająco. 
- Poprosimy skrzaty, żeby przeniosły twoje rzeczy tutaj. Będziesz mieszkał w pokoju gościnnym. I mianuję Cię moim zastępcą na stanowisku kapitana jak i szukającego.
- Katharsis. A co z ro... z tymi ludźmi, którzy mnie wychowywali do tej pory?
- Porozmawiamy z nimi jak będziemy mieli pierwsze wyjście do Hogs. Może dowiemy się jak to się stało, że nas rozdzielono....bracie.  A teraz choć, bo Snape nas zabije jak się spóźnimy.

----------------------------------------

Proszę o komentarze. Chcę wiedzieć co sadzicie o moim blogu i jak się wam podobają rozdziały.
Wasza
Katharsis  

Moda na Hogwart: Odcinek 2

 Hogwart zbudowali czterej    
potężni magowie
 dwie niewiasty i 
dwóch mężów prawych
Lecz poróżniło ich coś
co zburzyło ład 
i skład tego zamczyska. 
 Bliźnięta rozdzielono
do dwóch różnych Domów.
Jedno o barwie zieleni,
drugie  w odcieniu czerwieni. 
Dwa wrogie domy 
połączą w tym roku 
bliźnięta rozdzielone.
 Pokój nastanie po ich odejściu
Jedno już wie 
o swej mocy potężnej
Drugie niebawem się
dowie o niej.
Ten, który był dobrym 
złym się stanie. 
A ten zły, 
dobrym będzie. 
Ostateczna bitwa 
przyjdzie niespodziewanie. 
Lecz nim to nastanie
na nieboskłonie
znak się  objawi.
Lecz nim to nastanie
muszę przydzielić was 
pierwszoroczniacy do
czterech domów. 
W Wielkiej Sali zaległa absolutna cisza. Nawet much nie było słychać. Wszyscy byli poruszeni słowami Tiary. Wielu uczniów zaczęło się rozglądać za owymi bliźniakami. Rudzielców na wstępie skreślono z listy bliźniąt rozdzielonych. Kilka osób spoglądało na mnie i na Pottera. Byli prawie identyczni i są w dwóch wrogich domach. To by miało sens.
Katharsis zmarszczyła brwi po to był potrzebny ten Gryfon Voldziowi. Ale brat bliźniak to już przesada. Spojrzała na Chłopca Który Przeżył By Uprzykrzyć Jej Życie Jeszcze Bardziej. Patrzył się na nią i chyba coś zaczął wyciągać z tego co powiedział ten kapelusz. Tuż przed jej twarzą z czarnych płomieni wyłonił się feniks. Odwiązała list od jego nóżki. Ptak zniknął tak samo jak się pojawił. Teraz to na nią zwróciły się wszystkie oczy. Schowała list do wewnętrznej kieszeni jej szaty.
- Koniec przedstawienia. Zaraz te pierwszoroczniaki zapuszczą korzenie a wiele siedzących tu osób umrze z głodu.
Powiedziała na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli. Spojrzała na Snape'a wzrokiem mówiącym. "Po tym w twoim gabinecie, Pottera ściągnę" i wskazała głową Harry'ego. Prawie niedostrzegalnie skinął głową. 
- Nessy.  Jesteś siostrą Pottera?
Spojrzała na platynowłosego osobnika, który to powiedział.
- A chcesz  się stać pożywką dla Nagini?
Chłopak zbladł jeszcze bardziej i z minął "Powiem tacie." odwrócił się do Pansy.
- Sis ale to o tobie i o nim mówiła tiara.
Przeniosła swój wzrok na Teo.
-  Dowiem się niedługo ale chyba tak.
Na stołach pojawiło się jedzenie. Nałożyła sobie sałatki uważając by nie było nigdzie dyni. Była na nią uczulona. Nalała sobie wody do kielicha i się napiła.
~&~
Kiedy uczniowie zaczęli wychodzić. W tłumie chwyciła Harry'ego za ramię i pociągnęła w stronę lochów.
 - Gdzie ty mnie ciągniesz?!
- Zamilcz. Chcesz się dowiedzieć prawdy, tak samo jak ja. A teraz chodź.
Pociągnęła go do gabinetu Nietoperza i bez pukania otworzyła drzwi i weszła. Nauczyciel siedział za biurkiem i sączył swój ukochany trunek.
- Staczasz się Severusie.
Po tych słowach nalała sobie również tego samego trunku. Potter odmówił picia. Usiadła w fotelu i się w nim rozparła jakby była u siebie.
- Potter nie stój jak idiota tylko siadaj. - Snape podniósł swój lodowaty wzrok na dziewczynę siedzącą przed nim. - I co chcesz usłyszeć ?
- Prawdę Severusie, prawdę. Bo jak widzę mojemu,  kochanemu tatusiowi nie chce się wyjawić tego sekretu.